Kiedy mój wracający do zdrowia mąż po dłuższej przerwie szykował się do pracy, usłyszałam jakże znane nam kobietom zdanie: nie mam co na siebie włożyć! Przyznać muszę, że w ustach mężczyzny zabrzmiało to przerażająco. Nie zastanawiając się zbyt długo zabrałam się do szycia koszuli.
Ten egzemplarz nie różni się zbytnio od koszul szytych przeze mnie wcześniej. Podobne pokazywałam już wcześniej (tu, tu, czy tutaj). Nowym elementem jest czerwona wstawka przy stójce, która trochę ożywia ciemną koszulę.
Poniżej dwie proste kieszonki.
W najbliższym czasie czeka mnie znów seria koszul, już obmyślam jakieś detale, coby się strasznie nie nudzić przy szyciu. Może nawet pokuszę się o jakiś kursik, jeśli starczy mi czasu.