czwartek, września 25

Maki w ślubnym wydaniu

Dziś parę słów na temat prezentu, jaki przygotowałam dla Pary Młodej z okazji ślubu, na którym miałam przyjemność być gościem na początku września. Co prawda, Młodzi zarzekali się, że nie chcą żadnych kwiatów ani prezentów, ale ja oczywiście pomyślałam, że jak to tak? Przecież musi być choć skromna pamiątka takiego ważnego wydarzenia! Postarałam się więc, aby była wyjątkowa, a za razem praktyczna, przemycając przy okazji skromny bukiet kwiatów:)


Przygotowałam tacę na nóżkach ozdobioną w mojej ulubionej ostatnio technice, czyli decoupage'u.


Surowy przedmiot zagruntowałam najpierw warstwą zwykłej farby akrylowej do ścian (pozostała mi resztka w kolorze jasno kremowym po malowaniu kuchni). Starałam się, żeby warstwa farby nie była gruba, zależało mi na tym, żeby nie zamalować naturalnych słojów drewna. Po wyschnięciu przeszlifowałam całość drobnoziarnistym papierem ściernym do uzyskania naprawdę gładkich powierzchni. Pozostała bardziej kreatywna część pracy:)
Specjalnie do tego projektu kupiłam arkusz papieru ryżowego z wzorem maków, które pieczołowicie wydarłam tak, aby wkoło kwiatów pozostały nieregularne krawędzie. W ten sposób po przyklejeniu wzór ładnie wtapia się w tło. Maki przykleiłam klejem do decoupage'u, smarując po wierzchu dość grubą warstwą kleju i równiutko ją rozprowadzając. Klej przenika przez papier (lub chusteczkę) i ładnie spaja całość.


Wierzch tacy pomalowałam werniksem z połyskiem. Zapragnęłam jeszcze trochę ozdobić obrazek, cieniując wokół kwiatów. Wszelkie tutki dostępne w necie zalecają używanie w tym celu farb akrylowych, lecz stwierdziłam, że zakup takich farb byłby niepotrzebną fanaberią, zwłaszcza, że tubka kosztuje ok. 10 zł, a potrzeba ich dosłownie kroplę. Postanowiłam poeksperymentować z farbami plakatowymi, przygotowałam więc sobie odpowiednie odcienie i patyczkiem kosmetycznym nanosiłam niewielką ilość, otrzymując taki oto efekt:


Dodałam jeszcze trochę czerwieni wokół płatków i stwierdziłam, że uzyskany efekt jest bardzo zadowalający:)


Nie byłabym sobą, gdybym nie postanowiła dodać osobistego akcentu dla przyszłych właścicieli. Początkowo sprawa wydawała mi się dość skomplikowana, zastanawiałam się nad wykonaniem transferu z napisem na spodniej stronie tacy, gdy nagle doznałam olśnienia. Przecież mogę sobie wydrukować na białej warstwie serwetki co chcę i to przykleić zwykłym sposobem!
Wyszukałam więc w internecie darmowy obrazek z serduszkami, przeskalowałam do odpowiedniej wielkości, dorobiłam sobie w Wordzie potrzebny napis i przystąpiłam do dzieła. 
Przykleiłam białą warstwę chusteczki do kartki papieru i wydrukowałam mój projekt na drukarce atramentowej. Gotowy wzorek wydarłam z tła, przykleiłam standardową metodą, pocieniowałam wkoło serduszek na czerwono i polakierowałam porządnie całą tacę dwa razy.




Taca gotowa. Tak bardzo byłam zadowolona z efektu, że przez parę dni stała u mnie na stole, a ja nie mogłam się napatrzeć. W końcu trzeba było ją dostarczyć nowym właścicielom:)




Już po uroczystości otrzymałam wiadomość, że Państwu Młodym prezent bardzo przypadł do gustu. Moje zadowolenie z udanego projektu sięgnęło więc zenitu:)

piątek, września 19

Prezenty, niespodzianki...

Ten tydzień upłynął mi pod znakiem prezentów:) Po pierwsze, wygrałam na blogu Karoliny piękną chustę!

Chusta ma wspaniały, głęboko miodowy kolor, niestety na zdjęciach wychodzi za jasna. W dodatku ażurowy, pieczołowicie wykonany wzór daje zupełnie wyjątkową rzecz. Będę ją z dumą nosić w jesienne chłody do zielonego żakieciku.



Razem z chustą otrzymałam śliczne, ręcznie wykonane przez Karolinę markery, oczywiście jeden od razu wylądował w mojej nowej robótce:)


Drugą rzeczą, jaką zajmowałam się w tym tygodniu, było przygotowanie upominków w zabawie Podaj dalej. Pokażę je, jak tylko dotrą do dziewczyn, żeby nie psuć im niespodzianki.

wtorek, września 9

Chusta Luna Moth

Wakacje stały się jedynie wspomnieniem, sprawy związane z początkiem roku szkolnego jakoś już się uporządkowały, pora wreszcie uzupełniać na blogu wakacyjne zaległości. Ale na początek coś zupełnie nowego:)

Kiedy w środku lata otrzymałam zaproszenie na ślub i wesele, od razu wykorzystałam ten fakt do wykonania dla siebie zwiewnej, delikatnej chusty, którą można się całkowicie otulić. Marzyła mi się taka od dawna, ale jak dotąd nie było pretekstu, żeby ją wykonać. Zwłaszcza, że z taką cienizną nie miałam dotąd doświadczenia.
Zrobiłam przegląd moich włóczkowych zapasów i wybór padł na Lunę firmy Madame Tricote Paris. To naprawdę cieniusieńka moherowa włóczka, w motku 50g jest jej aż 550 metrów. Teraz trzeba było tylko przejrzeć tysiące wzorów i zdecydować się na ten jeden jedyny:) I gdy zobaczyłam ten wzór, wybór był oczywisty, taka zbieżność nazw włóczki i wzoru nie mogła być przypadkiem;)
Tak oto powstała moja Ćma w iście nocno-księżycowych kolorach:




Trochę przesadziłam z wielkością, ale na drutach zupełnie trudno było stwierdzić, czy rozmiar jest już odpowiedni. Zwłaszcza, że przed blokowaniem kształt był raczej rombowaty, niż trójkątny, bałam się, czy to uda się porządnie zblokować. W zasadzie prawie się udało, na górze został tylko mały garbik, którego nie widać na człowieku:) Niestety przy tych rozmiarach chusta ledwo się mieściła rozpięta na powierzchni 2 x 1,8m i nie miałam już siły jej bardziej naciągać.


Tu widać najbardziej zbliżony do oryginału kolor włóczki. Po całonocnym intensywnym używaniu okazało się, że włóczka nie trzyma idealnie zblokowanego kształtu i ostre na początku ząbki na brzegu nieco się stępiły:) W sumie nie powinno to dziwić, bo włóczka ma w składzie sporo akrylu i poliamidu.


A tu zbliżenie na wzór. W zasadzie nie jest trudny, ale wymaga stałego śledzenia i uważania, nie obyło się u mnie bez kilkukrotnego prucia. Chyba nie polecam go początkującym dziewiarkom.


Ogólnie jestem bardzo zadowolona, chusta wyszła leciutka jak piórko, mięciutka i ciepła. Wzór jest piękny, kusi mnie, żeby wykonać go po raz kolejny, tym razem z czystej wełny.

Dane techniczne: darmowy wzór Luna Moth Shawl dostępny na Ravelry, włóczka Luna firmy Madame Tricote Paris, 50g/550m, 30% moheru, 40% akrylu, 30% poliamidu, kolor nr 471, druty nr 3,5. Zużycie ok 1,5 motka.

W kolejnych wpisach będę nawiązywać jeszcze do wspomnianej wyżej uroczystości:) A tymczasem przypomniałam sobie, że niedługo mija termin końca mojej zabawy Podaj dalej. Gdyby ktoś był chętny do udziału, jest jeszcze jedno wolne miejsce;)